W świecie nauki istnieje hipoteza, zgodnie z którą niekiedy bardzo ciężko jest całkowicie wyleczyć boreliozę, a bakterie są w stanie przetrwać nawet wielomiesięczną antybiotykoterapię. Podkreślam, hipoteza, co oznacza, że ktoś kiedyś tak powiedział, ale nikt nigdy tego nie udowodnił i nie jest to uznawane za fakt. Chciałem tutaj rozdzielić dwie rzeczy, które bardzo często są mylone.
Jedna z nich to właśnie owa nieszczęsna trudność całkowitego wyleczenia, teza zgodnie z którą bakterie czy to produkują formy przetrwalnikowe, czy też chowają się w trudno dostępnych miejscach lub wewnątrz komórek.
Druga to coś kompletnie innego. Bardzo często szarlatani podstawiają pacjentom pod nos opracowania naukowe, gdzie rozważa się możliwość istnienia tych form przetrwalnikowych, po czym obwieszcza „o, właśnie dlatego pacjenci nie reagują na leczenie i trzeba przychodzić do mojego gabinetu przez następne kilka lat”.
W hipotezie o trudności w całkowitej eradykacji (usunięciu) bakterii z organizmu nie ma mowy o braku reakcji na leczenie! To są dwie kompletnie różne rzeczy! Zgodnie z tą hipotezą, usuwa się z organizmu wszystkie lub niemal wszystkie bakterie, co owszem, da bardzo dużą poprawę stanu zdrowia, ale potem nastąpi nawrót, bo te które „schowały się” czy „weszły w formę przetrwalnikową” – zaczną się na powrót rozmnażać.
Jeszcze raz podkreślam: hipoteza trudności całkowitego usunięcia bakterii mówi o tym, że co prawda wyleczymy chorobę i będzie bardzo duża poprawa, ale choroba może wrócić. Z kolei mówienie pacjentom, że brak poprawy jest czymś normalnym nie ma z tym nic wspólnego, to jest zwykła szarlataneria.
Należy tutaj też odróżnić zjawisko nie doleczenia choroby, które jest czymś innym, zawsze będzie jakiś procent pacjentów, u których antybiotyki nie wybiją wszystkich bakterii i trzeba powtórzyć terapię, ale to jest coś zupełnie innego.
Medycyna jest nauką otwartą, nie lubimy tutaj słów „na pewno” i „bez wątpienia”. Nie mówię więc, że na pewno nie istnieje takie zjawisko i że bez wątpienia należy hipotezę odrzucić. Po prostu zwrócę uwagę na fakt, że póki co, wszystko temu przeczy.
- nie znaleziono u wyleczonych pacjentów żywych bakterii, chociaż szukano już w kilkudziesięciu chyba różnych próbach klinicznych. Było jedno badanie na małpach, gdzie te bakterie przeżyły terapię, ale tam po prostu popełniono koszmarne błędy, powtórzenie tego samego badania na ludziach wykazało, że żywych bakterii nie ma
- obserwacja wyleczonych pacjentów nie wykazała nawrotów choroby, a była prowadzona nawet przez ponad 20 lat
- doniesienia o bakteriach żyjących wewnątrzkomórkowo są tak rzadkie, że nie wiadomo, czy takie zjawisko w ogóle ma miejsce poza probówką, podobnie jest z formami przetrwalnikowymi
Mamy też drugą hipotezę, zgodnie z którą za objawy tak zwanego „zespołu poboreliozowego” odpowiadają formy przetrwalnikowe bakterii, które w jakiś sposób „prowokują” system odpornościowy i wywołują reakcje zbliżone do autoimmunologicznych.
To, co najmocniej przeczy tej tezie to fakt, że osoby z zespołem poboreliozowym po prostu zdrowieją i nie są znane przypadki, żeby z tego zespołu wykształciła się normalna borelioza. Nie znaleziono też u nich żywych, normalnych bakterii. Gdyby to były formy przetrwalnikowe, kiedyś musiałyby się w końcu obudzić, gdyby to były bakterie schowane w „trudno dostępnych” miejscach, kiedyś musiałyby z nich wyjść. Nic takiego nigdy nie zaobserwowano.
Trzecia hipoteza, która przynajmniej do mnie najbardziej przemawia, to obecność resztek bakterii, które to resztki z jakiegoś powodu nie są usuwane z organizmu, co prawda nie są w stanie wywołać pełnoobjawowej infekcji, ale też nie można ich usunąć. Tutaj opisano taką hipotezę wraz z potwierdzeniem laboratoryjnym:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC6613144/
Takie resztki nie reagują też na leki mające zabić bakterie, bo bakteriami nie są. Faktycznie, u chorych z zespołem poboreliozowym czasem znajdowano różne fragmenty krętków. Kto wie, może okaże się, że któraś z frakcji naszych komórek układu odpornościowego „zjada” krętka, co prawda go zabijając, ale potem już krążąc po organizmie z jego resztkami, nie potrafiąc ich do końca zniszczyć, zachowując się przy tym jak słoń w składzie porcelany? Może istnieje jeszcze inny mechanizm?
Medycyna to nauka otwarta. Czekamy, aż ktoś opublikuje badania, udowadniające którąkolwiek z wyżej wymienionych hipotez. Póki takich badań nie ma, a różnego rodzaju „stowarzyszenia” i „grupy naukowców” jedyne, co publikują, to adresy swoich prywatnych gabinetów.
Na koniec słówko o popularnym na altmedowych forach badaniu, które niby „udowodniło” odporność krętków na leczenie:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC6023324/
W badaniu tym pani naukowiec znalazła żywe krętki pomimo niekiedy wieloletniego leczenia. Gdzie leży problem? W innym badaniu opublikowanym przez tę panią, w którym to mamy do czynienia z najprawdopodobniej ordynarnym kłamstwem. Przyjrzyjmy się:
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/31108976/
Autorka znalazła tutaj w skórze pacjentów psychiatrycznych, którzy wydrapują sobie rany, helicobacter pylori (i przy okazji boreliozę). Jest tu jeden bardzo istotny problem: helicobacter NIE JEST W STANIE żyć na skórze czy w ranach! To bakteria żyjąca w żołądku! Ona owszem, odpowiada za zmiany skórne, ale na kompletnie innej zasadzie. Podrażniając żołądek, doprowadza do reakcji całego organizmu, czy to alergicznych, czy zapalnych. W skórze jej nie ma, bo nie może być, to nie jest środowisko, w którym taka bakteria jest w stanie przetrwać.
Jak dla mnie sprawa jest jasna, autorka gdzieś doczytała, że helicobacter odpowiada za problemy skórne, ale już nie doczytała w jaki sposób. Resztę zapewne sobie zmyśliła.
Trzeba pamiętać, że w medycynie każdy może opublikować co tylko chce i bardzo duża część to fałszerstwa. Dlatego próbując dokonać oceny, trzeba patrzeć na to, czy publikowane badania zostały gdziekolwiek powtórzone i potwierdzone. Inaczej łatwo wpaść w pułapkę.
Jest jeszcze badanie na małpach, które omówiłem w rozdziale „mit nieskutecznego leczenia„.