Wspomaganie odporności

Na początek zaznaczmy, że metody naturalne NIE leczą boreliozy. One mają wspomagać zwykle leczenie antybiotykami. Owszem, jest spora szansa że choroba by znikła nawet bez antybiotyków, ale głupotą byłoby ich nie brać i liczyć na odporność.

Druga ważna rzecz – metody opisane poniżej mają wpływ na antybiotyki. Jednoczesne zażywanie niektórych suplementów oraz antybiotyków sprawia, że te drugie po prostu nie wchłaniają się. W razie wątpliwości trzeba pamiętać o 2 godzinach odstępu pomiędzy nimi.

Zacznijmy może od faktu, że – jeśli wierzyć statystykom – boreliozą było zakażonych grubo ponad 50% osób z tzw. grup ryzyka, czyli wszystkich którzy często bywają w lesie albo np po prostu mieszkają na wsi. Jednak ich organizmy bez problemu poradziły sobie z infekcją, czy to niszcząc ją całkowicie, czy też trzymając w ryzach. Chyba nikt nie będzie się upierał przy tezie, że np 70% mieszkańców polskiej wsi właśnie leży w łóżku i umiera na boreliozę, skoro gołym okiem widać, że mają znaczne lepszy stan zdrowia niż miastowi (o ile nie niszczą się alkoholizmem…). Tak samo, nikt przy zdrowych zmysłach nie rzuci tezy, iż kilkadziesiąt procent Polaków wymaga 6 miesięcznego leczenia antybiotykami, a tylu z nas ma przynajmniej jeden specyficzny antygen w klasie IgG.

Naturalne metody leczenia polegają na takim wzmocnieniu siły naszego układu immunologicznego, aby potrafił on zniszczyć te kilka bakterii, które przeżyją antybiotyk. Pokusiłbym się o tezę, że lek powinien być raczej uzupełnieniem terapii niż jej podstawową. Dodatkowo niejako, zastosowanie tych metod częściowo zabezpieczy przed jedną z najgroźniejszych wad leczenia farmakologicznego, powikłaniami ze strony układu pokarmowego.

Zawsze jest możliwość, że mamy jakąś chorobę, której po prostu nie wyleczmy w Polsce, a za granicą tylko, jeśli mamy dużo pieniędzy do wydania. Chorób jest całe mnóstwo, nie wszystkie można diagnozować i leczyć w państwowej, niedofinansowanej opiece zdrowotnej. W takich wypadkach można liczyć tylko na własne przeciwciała. Warto mieć je zawsze w gotowości. Babeszje i inne tego typu schorzenia dotykają w zasadzie wyłącznie ludzi z osłabioną odpornością. Mamy do wyboru: zadbać o zdrowie, uzupełnić witaminy, uprawiać codziennie gimnastykę, albo co chwilę łapać kolejne infekcje, wydawać kolejne setki albo tysiące zł na leczenie, które dalej będzie nam niszczyło naturalną odporność…

Kolejna rzecz. Przypuszczam, że znakomita większość leczących się na boreliozę tak naprawdę ma zupełnie inną chorobę o identycznych objawach. Tych chorób są dosłownie setki, niemal każda o wiele częściej spotykana niż bb. No, ale jak ktoś nasłucha się rad „mądrzejszych od lekarzy” i zobaczy pozytywny wynik testu PCR czy LTT, to będzie leczył do skutku. Nic dziwnego, że leczenie nie przynosi efektów. I tutaj jest pole do popisu dla naturalnych metod. Położyliście się zdrowi, a wstaliście rano kompletnie połamani, z czerwonymi oczyma jak królik? To nie była borelioza. Krętki po prostu nie rozmnażają się tak szybko, to fizycznie niemożliwe żeby w ciągu 12 godzin dały tak silny objaw. Po prostu macie skopany układ immunologiczny i każda bakteria robi z nim co zechce. Tym można wyjaśnić fakt, że duża część chorych po podjęciu terapii naturalnej po prostu zdrowieje.

Zacznijmy od wroga nr 1, jakim jest stres. Każdy hodowca zwierząt potwierdzi, że jeśli są one ciągle straszone, znerwicowane, to mają znacznie słabszą odporność i zapadają na choroby. Teoretycznie zmiana trybu życia tak, żeby pozbyć się napięć i konfliktów wewnętrznych byłaby najlepszym, co każdy z nas mógłby zrobić dla swojego zdrowia, ale ponieważ nikt na tym nie może zarobić, nie reklamuje się takich rzeczy, nie słyszymy o tym. Niestety, nie da się na witrynie internetowej podać gotowych rozwiązań, każdy z nas ma inny zestaw problemów i inaczej musi sobie z nimi radzić. Ale można posłużyć się małą sztuczką – terapie relaksacyjne, takie jak medytacja czy trening rozciągający mięśnie znacząco obniżają poziom hormonów stresu w organizmie. W jednej z prób klinicznych losowo podzielono pacjentów na dwie grupy: jedna codziennie medytowała, druga posłużyła do kontroli, aby ocenić skuteczność. Po 2 miesiącach zaszczepiono ich wszystkich przeciw grypie. Okazało się, że organizmy tych, którzy medytowali wytworzyły znacznie więcej przeciwciał, wprost proporcjonalnie do zaangażowania się w ćwiczenia:

https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/12883106/

Kilka takich technik relaksacji opisałem na witrynie dotyczącej nerwicy – klik

Może w oddzielnym akapicie wspomnę o smutku. Smutni ludzie są o wiele bardziej podatni na choroby. Pamiętajmy o dawaniu i odbieraniu uśmiechu. Dawać siebie i odbierać w zamian innych, tylko tak może działać istota ludzka. W przypadku zwierząt typowo stadnych wygląda to wyjątkowo drastycznie, osobnik oddzielony od stada umiera po kilku miesiącach, jego organizm przestaje zwalczać choroby. U ludzi nie jest to aż tak mocno widoczne, ale samotność i smutek mają potężny wpływ na odporność. Pomagajmy innym i dajmy sobie pomagać. Bądźmy mili, nie bądźmy zgryźliwi. Poczucie odrzucenia zabija, dosłownie. No i jeszcze jedno, pokój w którym żyjemy nie może mieć smutnych kolorów!

Przechodzimy trochę „głębiej”, nasza flora bakteryjna w jelitach. Musi być w pełni sprawna, niestety. Bez niej to nie działa jak trzeba, jest mnóstwo badań wykazujących znaczne zwiększenie odporności po zastosowaniu probiotyków. Antybiotyki niszczą przyjazne nam bakterie, robiąc z nas otwarty cel dla każdego możliwego patogenu za wyjątkiem bakterii wrażliwych na ten właśnie antybiotyk. Tutaj pozostaje niestety tylko łykanie tabletek ze szczepami antybiotykoopornymi, a także duże ilości naturalnych pro- i prebiotyków (zazwyczaj po prostu błonnik).

Alergia na kurz czy na sierść zwierząt jest mordercza dla naszych systemów obronnych. Występowanie pleśni czy grzybów to w ogóle zagrożenie życia, w przypadku wystąpienia niektórych gatunków grzybów nawet ubrań się z domu nie zabiera tylko zrównuje go z ziemią, alternatywą jest rak.

Dieta. Jesteśmy tym, co jemy. Zanim przeszedłem na wegetarianizm, chorowałem praktycznie bez przerwy. Kilkanaście zapaleń oskrzeli, moje dzieciństwo to jedno wielkie kaszlnięcie, ciało wiecznie pokryte siniakami, nawet mam wypis z przychodni „proszę zwrócić uwagę na żywienie”. Zawsze najmniejszy dzieciak w całej klasie, chorowity. Efekt zmiany diety był niewyobrażalny znikły przeziębienia, u lekarza byłem 3 razy w ciągu 12 lat. 2 razy aby skontrolować niepokojące zmiany skórne w okolicach znamion, raz aby wyrobić kartę zawodnika – zamierzałem wystartować w mistrzostwach Polski w sporcie wyczynowym. Leku przez ten czas nie zażyłem dosłownie żadnego (wcześniej średnio 2 razy do roku byłem leczony antybiotykami). Sekcja sportowa się rozpadła, ale dalej moja wydolność jest po prostu niesamowita, jeśli porównać ją do tego, w co wyposażyła mnie natura na starcie.

Przeprowadzono dwie próby kliniczne, w których chorym na „schorzenia cywilizacyjne” zalecono zmianę diety na bezmięsną. W jednej z nich byli to pacjenci z bardzo mocno zaawansowaną miażdżycą, w drugiej – z początkowym stadium raka prostaty. Dr Ornish (ciekawa postać, osobisty lekarz prezydenta Clintona, warto o nim poczytać) chciał sprawdzić, czy zmiana trybu życia na zdrowszy jest w stanie poprawić stan zdrowia w tak ciężkich chorobach. Efekt przeszedł jego najśmielsze oczekiwania. W obu przypadkach uzyskano cofnięcie się choroby. Tak, to nie pomyłka – cofnęła się zarówno miażdżyca, jak i początkowe stadium nowotworu. U żadnego z pacjentów nie rozwinął się rak prostaty, zaś schorzenia serca cofnęły się tak mocno, że ryzyko zawału spadło w zasadzie do zera. Brzmi trochę jak science fiction, ale każdy sam może sprawdzić w bazie PubMed, że takie badania faktycznie zostały przeprowadzone i to na jednym z najpoważniejszych uniwersytetów. Oczywiście nie była to dieta byle jaka, każdy zapewne zna chorowitych wegetarian. Dr Ornish osiągnął swój sukces poprzez połączenie odpowiedniego sposobu odżywiania oraz suplementów, mających skorygować braki występujące na diecie bezmięsnej. Nie trzeba dodawać, że żaden inny sposób odżywiania nie dał takich rezultatów w próbach klinicznych?

Jeśli ktoś jest zainteresowany zmianą diety na zdrowszą, ale nie jest pewien czy da sobie radę z nowymi przepisami kulinarnymi czy dobieraniem składników odżywczych (nawiasem mówiąc, kto dobiera składniki odżywcze na „zwykłej” diecie? Jako wieloletni wegetarianin przekonałem się, że osoby jedzące czipsy i popijające je cocacolą, gdy usłyszą że nie jem mięsa, nagle stają się ekspertami w dziedzinie dietetyki i uświadamiają mi, jak ważne jest komponowanie posiłków), zapraszam na witrynę prowadzoną przez znajomego dietetyka (link niżej) – wprowadza ona w świat zdrowego odżywiania, zapisując się otrzymujemy jadłospis na cały miesiąc oraz przystępnie wyjaśnione zasady zdrowego odżywiania. Oczywiście za darmo.

Przechodząc na odżywianie wegetariańskie niemal 20 lat temu robiłem to ze względów etycznych, sądząc, że moje zdrowie zapewne się pogorszy – 20 lat temu nie było w Polsce internetu, dostęp do wiedzy był o wiele bardziej utrudniony. Jakież było moje zdziwienie, gdy po roku diety stopniowo zaczęły znikać problemy, które dręczyły mnie przez całe niemal życie – bóle nóg tak silne, że niekiedy nie byłem w stanie chodzić (już słyszę, jak niektórzy krzyczą „borelioza!” – dziwna ta borelioza, znikła gdy po zmianie diety…), ból żołądka nie pozwalający na normalne funkcjonowanie czy ciągłe przeziębienia. Zawsze byłem słabym, chorowitym dzieckiem, w szkole podstawowej w biegach na w-f zajmowałem ostatnie miejsce. W studium medycznym, po 2 latach diety bezmięsnej, przybiegłem pierwszy – bez żadnego szczególnego treningu. Podobne historie słyszałem od wielu osób, które po moich namowach zmieniły sposób odżywiania.

Od bardzo dawna prowadzę forum poświęcone medycynie naturalnej, gdzie zgłaszają się ludzie z przeróżnymi przypadłościami. Po tych wszystkich latach muszę stwierdzić, że ze wszystkich polecanych przeze mnie terapii zmiana diety okazywała się najskuteczniejsza. Niestety, jest też najrzadziej stosowana – ludzie oczekują cudownej pigułki, zioła, magicznego suplementu, a nie tego że ktoś im powie „a może zaczniecie inaczej żyć i zapracujecie na własne zdrowie?”.

Link do witryny znajomego dietetyka – kliknij mnie!

Dawniej znajdowała się w tym miejscu obszerna lista suplementów, które wspomagają odporność, ale po rewitalizacji strony uznałem, że lepiej po prostu wstawić link do witryny, gdzie wszystko to jest opisane o wiele bardziej szczegółowo – klik, a najważniejsze suplementy przenieść do działu „leczenie”. Tu pozostawię jedynie jedną rzecz charakterystyczną dla samej boreliozy.

Vilcacora, zwana kocim pazurem. W jednym opublikowanym badaniu była o wiele skuteczniejsza w leczeniu przewlekłej boreliozy od antybiotyków. Ale czy to badanie nie zostało zafałszowane? Naprawdę ciężko to stwierdzić. Niby prowadzili dyplomowani naukowcy, niby wszystko było kontrolowane, ale z drugiej strony sponsorem badania był producent specyfiku z vilcacory, zaś opisane w nim efekty działania antybiotyku skrajnie mocno różniły się od tych, które opisuje się w dosłownie każdym innym badaniu. Ciężko cokolwiek uczciwie napisać, drogie nie jest, można spróbować, na allegro można za grosze kupić susz, to powinno się parzyć pod przykryciem przynajmniej 20 minut. Można też sprowadzić ją w formie kapsułek, co jest wygodniejsze. Nie wiem – i nikt chyba nie wie, bo tego nie sprawdzano – czy napar z suszu to właściwa forma, czy tabletki które można kupić zawierają odpowiedni rodzaj suplementu, są doniesienia, że musi być pozyskiwany w odpowiedni sposób. Ile w tym prawdy, a ile chęci sprzedania swojego preparatu, nie wiem.

Można czasem zetknąć się z opisem ziół czy witamin, które zabijały krętki boreliozy w badaniach in vitro, w ten sposób reklamuje się na przykład czystek. Co się pomija milczeniem: w badaniu tym użyto stężeń, które są niemożliwe do uzyskania w organizmie ludzkim. Żeby zabić krętki czystkiem, musielibyśmy jednorazowo wypić napar z kilku kilogramów suszu. To samo dotyczy innych „cudownych” ziół. Każdy dosłownie środek zabije bakterie, jeśli podamy go w odpowiednio dużym stężeniu, zwykła sól, ocet, przyprawy kuchenne, wino… Dzięki temu można wszystko zbadać „in vitro” i sprzedawać ludziom jako „skuteczny, przebadany lek”. To zwykłe oszustwo, nie dajcie się nabierać.