Z testem PCR jest jeden zasadniczy problem. Żeby wynik wyszedł wiarygodny, musi go wykonać oficjalna, państwowa placówka, mająca wszelkie możliwe certyfikaty. A nawet wtedy jego wiarygodność jest, delikatnie mówiąc, dyskusyjna. Nie stosuje się takich testów w diagnostyce, bo każdy, kto przy tej aparaturze pracował wie, jak łatwo i wynik fałszywie dodatni, a jeszcze łatwiej o fałszywie ujemny.
Swego czasu na forach internetowych polecano te testy każdemu, ale z dość prostej przyczyny. Było takie jedno laboratorium, które potrafiło dać wynik dodatni po zbadaniu wody destylowanej. Oczywiście na forach polecano tylko tę placówkę, bo tylko ona „była wiarygodna”. W praktyce chodziło o to, żeby ofiara uwierzyła w to, że ma boreliozę, widząc dodatni wynik testu i dała się naciągnąć na leczenie. To było dość kuriozalne, bo ludzie mieli po 5 różnych badań western blot z wynikami ujemnymi, chociaż skuteczność testów WB przekracza 95%, a jednocześnie mieli po 3 dodatnie testy PCR, które nawet wykonane przez najlepsze laboratoria mają czułość kilkunastu procent. A potem wielkie zdziwienie, czemu nie czuję poprawy po leczeniu…
Jeszcze raz, aby upewnić się że wszyscy rozumieją – żadna szanująca się klinika na świecie lecząca boreliozę (a są specjalistyczne kliniki które leczą właśnie takie schorzenia, dziesiątki tysięcy wyleczeń rocznie) nie akceptuje testu PCR. Wykonuje się go jedynie w ostateczności, jako badanie pomocnicze, w takich wypadkach akceptuje się wyniki z najlepszych laboratoriów na świecie, uwzględniając spore ryzyko błędu.
U nas to w ogóle już sobie radośnie spece od PCR poczynają, albo mają kompletnie rozregulowany sprzęt, albo są już doszczętnie w kieszeni firm farmaceutycznych i dają takie wyniki, za jakie sprzedawca antybiotyków płaci. Słyszałem o wynikach rzędu 75% pozytywów dla danej grupy, pozytywy wychodziły całym rodzinom, nawet tym członkom, którzy kleszcza nawet na obrazku nie widzieli.
Zadałem sobie kiedyś trud sprawdzenia na forum, jak wygląda skuteczność leczenia „boreliozy” którą potwierdzono testem PCR, ale która wyszła negatywna w teście WB. Co było do przewidzenia – nikomu nie udało się takiej „boreliozy” wyleczyć. Z kolej borelioza potwierdzana dodatnim testem WB zawsze jakoś udaje się wyleczyć bez problemu. No co za przypadek. Mamy teraz dwie możliwości: albo mamy dwie choroby, jedna która magicznie daje się wykryć tylko PCR i nie daje się wyleczyć, druga normalna. Albo też testy PCR są do bani. Inteligentny czytelnik bez problemu wybierze właściwą odpowiedź. Czytelnik głupi… no cóż.
LTT to póki co eksperyment, przy którym PCR jest całkiem wiarygodny. Nie został porządnie przebadany, nie istnieje standaryzacja jego produkcji, to po prostu kpina z pacjentów.
Jeśli ktoś ma wątpliwości, można przejrzeć fora dyskusyjne (uwaga, to szkodzi zdrowiu psychicznemu!) i sprawdzić, jak wygląda leczenie osób, które miały dodatniego Western Blota (uwaga, oni często jeden pasek uważają za dodatni test… chodzi o naprawdę dodatnie, 4-5 pasków). Oszczędzę wysiłku, praktycznie za każdym razem była bardzo silna reakcja na antybiotyk, a po kilku tygodniach taki człowiek był niemal zdrowy, no chyba że miał „internetowo dodatni” wynik, w postaci jednego prążka. Dla porównania, jeśli ktoś miał ujemny wynik WB, a dodatni LTT, to regułą było, że brał antybiotyki całe miesiące, nieraz lata i nie zdrowiał.
Można też zerknąć na wikipedię. LTT nawet nie ma strony anglojęzycznej, a niemieckojęzyczna w połowie jest poświęcona krytyce z powodu kolosalnego odsetka fałszywie dodatnich wyników.
To naprawdę powinno dać do myślenia. Test, który jest na forach internetowych polecany jako „najlepszy z możliwych”, nawet nie ma własnej strony na wiki! Chcąc sprawdzić, na ile skuteczne będzie taki test, wykonuje się dosłownie setki badań , tyle było prób klinicznych oceniających skuteczność testów Elisa i WB, można je przejrzeć w rozdziale dotyczącym WB. Za LTT, gdy pisałem te słowa, stało jedno malutkie badanie, na dodatek fatalnie przeprowadzone.
Badanie CD57 wychodzi dodatnio w co najmniej kilkudziesięciu chorobach przewlekłych (często tych, które dają podobne objawy co borelioza, pewnie dlatego jest polecany przez szarlatanów), nawet przy założeniu, że laboratorium faktycznie prawidłowo przeprowadzi ten test, co jest dość wątpliwe – niewiele jest państwowych placówek, które go wykonują.
Ciężko tutaj analizować wszystkie testy, jakie pojawiają się na rynku. Problemem jest nie tylko sam test jako taki, ale też to, kto go produkuje, oraz na jakim sprzęcie są wykonywane pomiary. Całkiem niedawno na forum napisała oburzona kobieta, która zrobiła sobie dwa western bloty dwóch różnych firm, w dwóch różnych laboratoriach. Wyniki były kompletnie różne, paski wyraźnie dodatnie na jednym były niewykrywalne na drugim i vice versa. Niby ten sam test, w praktyce przypomina to trochę kupowanie kota w worku. Dla testów nieoficjalnych, które nie muszą posiadać atestów, jest to wolna amerykanka, każdy może sprowadzić sobie z Chin „jakieś odczynniki” i robić badania.