W tym rozdziale opiszę prawdziwe powody, dla których nie stosuje się wysokich dawek antybiotyków przez długi czas. To jest coś, czego lekarz „alternatywny” wam nie powie. Ukrywano przed wami prawdę, wmawiano, że nie przeprowadzono prób klinicznych. To kłamstwo. Sprawdzono, czy długotrwała terapia antybiotykowa pomaga na „zespół poboreliozowy”. Próbowano wyleczyć setki, może już tysiące osób, co pozwoliło ocenić skuteczność takiej terapii.
Żeby jakiś sposób leczenia wszedł do praktyki, musi być przetestowany. Ludzie z „alternatywy” już dawno mogli takie testy przeprowadzić, albo mogli chociaż opublikować wyniki leczenia pojedynczych osób. Nie, nie ma żadnego spisku, który zabrania lekarzom publikowania takich rzeczy, w prasie medycznej są opisane przypadki leczenia, a nawet wyleczenia nowotworów czy stwardnienia bocznego zanikowego różnymi terapiami alternatywnymi. Nikt lekarzom i naukowcom nie zabronił tego opisać. Tylko „alternatywni” mają problem, boją się strasznego spisku, który to spisek co prawda zabrania przedstawić wyniki badań, ale już nie ma siły zabronić publikacji adresów prywatnych gabinetów. No co za przypadek.
Za to „normalni” naukowcy już nie mieli takich dylematów i zbadali sprawę, podając chorym z zespołem poboreliozowym wysokie dawki antybiotyków. I tutaj żaden tajny spisek nie zabronił im opublikowania wyników tych badań, ani powtórzenia prób klinicznych kilka razy, w różnych krajach z różnymi zestawami leków.
Oto pierwsza próba kliniczna:
http://www.nejm.org/doi/full/10.1056/NEJM200107123450202
Zebrano w niej 129 osób które miały „zespół poboreliozowy”, czyli utrzymywanie się objawów pomimo przejścia „normalnego” leczenia. Byli oni leczeni przez w sumie 3 miesiące: 30 dni dożylnie, potem 60 dni tabletek. Aby mieć pewność, że uzyskane wyniki będą prawidłowe, połowa pacjentów otrzymywała placebo, czyli zwykłą „wodę z kranu” (w praktyce będzie to dowolna substancja całkowicie obojętna dla organizmu), ani pacjenci ani lekarze nie wiedzieli, kto dostaje antybiotyk kto placebo, zastrzyki i tabletki były dostarczane przez nadzorujących badanie naukowców i tylko oni wiedzieli, kto dostaje co.
Badanie pod kontrolą placebo jest jedyną formą sprawdzenia, czy dany specyfik pomaga. Ludzie zawsze będą potrafili sobie wmówić, że poczuli się lepiej dzięki temu, za co zapłacili. Lekarze którzy im przepisują tabletki też będą nawet podświadomie przymykać oczy na porażki, a dostrzegać głównie sukcesy. Dlatego właśnie na wszystkich chyba forach internetowych można spotkać opisy cudownego wyleczenia każdym specyfikiem: homeopatią, różańcem, bioprądami i całą resztą, co więcej, często nawet przepisujący to lekarze wierzą, że to działa. Dopiero gdy ani lekarz, ani pacjent nie wie, czy pigułka zawiera aktywny lek, czy zwykłą wodę z kranu, dopiero wtedy można ocenić, czy coś przynosi efekt.
Jak wiadomo, zespół poboreliozowy zazwyczaj przechodzi sam, czasem po pół roku, czasem po 2 latach. Oczywistym jest, że jeśli będzie się pacjentom podawać cokolwiek, nawet wymienioną wyżej wodę z kranu, to co jakiś czas któryś z nich „cudownie ozdrowieje”. Badanie udowodniło, że „cudowne uzdrowienia” po rekomendowanych na forach internetowych wielomiesięcznych czy wieloletnich terapiach to zwykłe dzieło przypadku: tyle samo osób wyzdrowiało po antybiotykach, co po placebo. Dosłownie, niektórzy ludzie zdrowieli bez względu na to, czy dostali antybiotyk, czy nie, inni zaś nie zdrowieli, proporcje były identyczne. Wniosek? Zespół poboreliozowy to typowa choroba „poinfekcyjna”, taka sama jak wszystkie inne znane medycynie tego typu choroby. Podawanie przy nim leków przeciw bakteriom przypomina polewanie antybiotykami kikuta po gangrenie, licząc że kończyna odrośnie.
Jeszcze raz, powtarzam: ludzie zdrowieli po zwykłej wodzie z kranu tak samo często, jak po „normalnej” terapii. Gdyby to się zdarzyło na jakimś forum dyskusyjnym po antybiotykach, taka „uzdrowiona” osoba każdemu by wmawiała, że to trwające 3 lata leczenie jej pomogło, bo skąd ma niby wiedzieć, że gdyby nie zaczęła wlewać w siebie farmaceutyków, też by w ciągu tych 3 lat wyzdrowiała?
Kolejne badanie na kilkudziesięciu osobach: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/12821734
Tutaj nawet udało się osiągnąć pewien sukces: pacjenci którzy otrzymali antybiotyki czuli się nieco mniej zmęczeni od tych, którzy dostali placebo. Była to jednak zmiana bardzo niewielka, którą można w pełni wytłumaczyć przeciwzapalnym i przeciwbólowym działaniem antybiotyków, dlatego po antybiotykach może ustać np astma. Niektóre antybiotyki działają jak aspiryna, człowiek po prostu czuje się po nich lepiej, bo blokują ból i stany zapalne. Może też dochodzić do zwykłego wyczyszczenia jelit ze szkodliwych bakterii. Chociaż próba trwała jedynie miesiąc i objęła zaledwie 55 pacjentów, 4 z nich trafiło do szpitala z powodu zagrażających życiu komplikacji, przy czym jednego z najwyższym trudem odratowano. Biorąc pod uwagę rachunek strat i zysków: z jednej strony lekka poprawa samopoczucia, z drugiej kilka osób znalazło się na granicy śmierci, uznano, że to się po prostu nie opłaca, zabijałoby się pięciu pacjentów żeby jeden przez kilka tygodni lepiej się czuł.
I jeszcze jedno: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/17928580
Tutaj pacjenci z „niedoleczoną” boreliozą układu nerwowego otrzymywali albo placebo, albo wysokie dawki dożylnych antybiotyków przez ponad 2 miesiące. Efektem była co prawda lekka poprawa stanu zdrowia, która jednak znikła gdy leki zostały odstawione.
Znowu należy rozważyć straty i zyski. Żaden pacjent z 26, którzy otrzymali antybiotyki nie miał trwałej poprawy, więc można przyjąć, że był to efekt przeciwzapalnego działania leków, a nie zabijania bakterii. Z drugiej strony 26% (więcej niż co 4 osoba) otrzymująca antybiotyki miała poważne komplikacje, przy czym jednej usunięto pęcherz moczowy, a kilka miało stany zagrożenia życia. Innymi słowy, jedynym efektem antybiotyków były straty na zdrowiu, w tym zrobienie inwalidy z jednego z pacjentów.
Dlatego właśnie „normalni” lekarze nie stosują długotrwałej terapii antybiotykowej, ani nie podają antybiotyków przy każdym ukąszeniu kleszcza. O tym się na forach i grupach dyskusyjnych nie dowiecie, jeśli kogoś antybiotyki zabiją, po prostu przestaje pisać. „O, pewnie wyzdrowiał, tyle już się nie odzywa…”.
Ostatnie, zakończone w połowie 2016 roku: http://www.nejm.org/doi/10.1056/NEJMoa1505425
Tutaj spróbowano odpowiedzieć na wszystkie wątpliwości, jakie jeszcze pozostały. Próbę kliniczną przeprowadzono w Europie, gdzie mamy inne gatunki bakterii, mogące dłużej się rozwijać i kto wie, może przechodzić w ukrytą formę przewlekłą. Warto to sprawdzić. Uwzględniono pacjentów którzy nie mieli choroby potwierdzonej rumieniem, wystarczył dodatni test, przez to do badania dostało się na pewno kilka osób zdrowych, ale było ich dokładnie tyle samo w grupie z lekami, co w grupie placebo, więc nie miało to znaczenia. Dzięki temu pojawiła się odpowiedź na pytanie „a co, jeśli te osoby z dodatnimi testami bez rumienia, które nie dostały się do innych badań, tak naprawdę są chore?”. Na koniec, wszyscy pacjenci przed właściwą próbą kliniczną dostali prawdziwy, ale lekki antybiotyk przez 2 tygodnie, aby wyeliminować przypadki niedoleczonej „zwykłej” boreliozy, która znika po 2 tygodniach leczenia. Badanie miało na celu ustalić, czy wielomiesięczna terapia ma sens, tacy niedoleczeni pacjenci, którzy zdrowieją po 2 tygodniach lekkich dawek doksycykliny wypaczyliby wynik. Wszyscy chorzy cierpieli na wieloletnie objawy, wszyscy mieli dodatnie wyniki na boreliozę (przeciwciała w klasie IgG), niemal wszyscy byli wcześniej przeleczeni zwykłą dawką antybiotyków (część nie była nigdy wcześniej leczona, to był jeden z powodów dla których wszyscy dostali prawdziwy antybiotyk przed próbą kliniczną).
Wynik był łatwy do przewidzenia. Wyzdrowiało kilka osób, które dostały antybiotyki, kilka osób, które dostały wodę z kranu. Kilka miesięcy ciężkich dawek antybiotyków miał zerowy wpływ na to, czy ktoś wyzdrowieje, czy nie. Wszyscy pacjenci odczuli statystyczną poprawę, co oznacza, że zadziałały te 2 tygodnie lekkich dawek antybiotyków, które każdy dostał przed właściwym badaniem. Zapewne wyzdrowiało kilka osób nigdy wcześniej nie leczonych, co wpłynęło na statystyczną poprawę całej grupy, dlatego wyniki były identyczne w grupach zwykłej i placebo.
I właśnie dlatego piewcy alternatywy do tej pory nie przeprowadzili żadnej próby klinicznej, nawet jednej. Od kilkunastu lat wydają tylko oświadczenia „musicie leczyć się u nas, musicie oddawać nam pieniądze, działa tylko wieloletnia terapia”. Każdego roku zarabiają na pacjentach grube, grube miliony, a nie zrobili nawet jednej próby klinicznej, w której porównuje się skuteczność długotrwałej antybiotykoterapii do placebo. Nie zrobili, bo wiedzą, jaki będzie wynik. Poprawa w najlepszym razie mizerna, skutki uboczne kilka do kilkudziesięciu razy większe.
Jeszcze raz przypominam: antybiotyki w USA zabijają każdego roku kilkadziesiąt tysięcy osób, borelioza zaś mniej niż pięć. Nie pięć tysięcy, tylko pięciu ludzi. Długotrwała antybiotykoterapia miałaby sens tylko w jednym przypadku, gdyby było pewne, że mamy nawroty choroby, czyli po zwykłym leczeniu jest duża poprawa, a potem po jakimś czasie objawy wracają. A nawet wtedy w pierwszej kolejności powinno się spróbować podnieść naturalną odporność.
I naprawdę nie ma sensu podnoszenie argumentu o „zbyt krótkim czasie”, że „dopiero jakby rok brali to by można mówić o efektach”. 3 miesiące antybiotyków przy zespole poboreliozowym nie wystarczyło, żeby zrobić jakąkolwiek różnicę, nie wyleczyło nawet jednego pacjenta, nawet odrobinę nie poprawiło stanu żadnego chorego, o ile nie zastosowano takiego antybiotyku, który jednocześnie jest środkiem przeciwbólowym. Jednocześnie u ludzi, którzy mieli boreliozę potwierdzoną, nawet taką wieloletnią, 2 do 3 tygodni wyleczyło każdego. Nie jest możliwe, by ta sama bakteria w starej, 10 letniej boreliozie znikała po 2 tygodniach lekkich antybiotyków bez śladu u każdego pacjenta, a jednocześnie nie można jej było nawet nie wybić, ale chociaż osłabić 3 miesiącami antybiotyków bardzo ciężkich u nawet jednego pacjenta z zespołem poboreliozowym.