Borelioza jest chorobą przenoszoną najczęściej przez kleszcza pewnego specyficznego rodzaju. Nie ma co się zagłębiać w łacińskie nazwy, jako że i tak nikt go nie rozpozna. Możliwość zarażenia się w inny sposób jest czysto teoretyczna, chyba do tej pory nie opisano nawet jednego takiego przypadku. Jeśli ktoś wam wmawia, że mogliście się inaczej zarazić, po prostu kłamie. Co prawda krętki wykrywano na przykład u komarów, ale to nie znaczy, że ukąszenie niesie jakiekolwiek ryzyko. Bakterie muszą się znajdować we wstrzykiwanej przez komara ślinie, a nie w żołądku.
Kleszcz ma trzy stadia rozwoju. Larwa, niewiele grubsza od włosa, bardzo ciężko ją w ogóle zauważyć nawet jeśli się wie, że jest na skórze. Larwy zazwyczaj nie są nosicielami. Nimfa, kleszcz nieco większy od ziarnka maku, cały czarny. One odpowiadają za większość infekcji. Wreszcie stadium dorosłe, na tyle duże, że zazwyczaj udaje się go złapać zanim się wbije.
Obliczono prawdopodobieństwo zachorowania po pojedynczym ukąszeniu gatunkiem kleszcza, który przenosi chorobę:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5524385/
Im dłużej kleszcz przebywa wbity w skórę, tym ryzyko jest większe – zaczynając od około 1-2% przy mniej niż 12 godzinach, a kończąc na około 5% przy ponad 4 dniach, przy czym ciągle dyskusyjne jest, czy zarażenie kleszczem wbitym poniżej 24 godzin jest w ogóle możliwe. Były opisywane przypadki infekcji w takich wypadkach, ale dotyczyły głównie sytuacji, gdy kleszcz wcześniej żerował na kocie czy psie, wypadł lub został usunięty i następnie przeszedł na człowieka. W takim wypadku bakterie już wcześniej, w fazie żerowania na zwierzęciu, przeszły z jelit kleszcza do jego śliny, co umożliwiło zarażenie pomimo tego, że pasożyt był wbity tylko przez kilka godzin. W powyższym badaniu nie było nawet jednego przypadku infekcji, jeśli kleszcz był wbity krócej niż 24 godziny.
Po zakażeniu jest kilka możliwych scenariuszy. Choroba może wejść w stadium ostre, powodując silne bóle stawów, gorączkę, ból mięśni, czasem wręcz wysyłając pacjenta prosto do szpitala. Może – ale nie musi – pokazać się rumień. Występuje przy średnio 80% do 90% zakażeń, według części naukowców występuje przy wszystkich, ale nie zawsze chory go zauważy, bo będzie np pod włosami albo chociażby na tyłku. Jego obecność po ukąszeniu jest jedynym chyba 100% pewnym symptomem boreliozy (UWAGA – jest identycznie wyglądająca choroba grzybicza, która z kleszczami nie ma nic wspólnego). Dodam, że nie musi się pokazać w miejscu ugryzienia, może zupełnie gdzie indziej, nawet po 2 miesiącach. Zasadniczo złotą zasadą jest, że im większy rumień, tym cięższy przebieg.
Krętek boreliozy to mistrz unikania pułapek systemu odpornościowego. Zmienia swój „wygląd” jak kameleon, czasem nawet daje się wchłonąć białej krwince, aby opuścić ją „ubrany” w jej antygeny – wtedy przez jakiś czas jest w organizmie nieśmiertelny. Niemniej organizm zwalcza infekcję. Pytanie, czy więcej krętków przeżyje (infekcja wtedy się rozwija), czy zostanie zniszczonych (infekcja stopniowo zanika).
Na prywatnych stronkach można niekiedy przeczytać wstrząsające historie o tym, jak to krętek boreliozy jest wyjątkowo „inteligentny” i w mistrzowski sposób unika naszego układu obronnego. Takie informacje mogą zwieść kogoś, kto w ogóle nie zna się na medycynie. KAŻDA bakteria ma takie „specjalne” metody, jeśli któraś nie opanowała do mistrzostwa sztuczek unikania kontrataku białych krwinek, nie przeżyje w organizmie nawet chwili. Nie istnieje przewlekła choroba, która jest w stanie całkowicie uniknąć naszych mechanizmów obronnych i borelioza nie jest tu żadnym wyjątkiem. Nawet schorzenia, które przez swój wieloletni przebieg przeszły do legendy, jak trąd czy kiła, w ogromnej większości przypadków kończą się spontanicznym samowyleczeniem.
Wbrew temu, co różni (nie mający wiele wspólnego z medycyną) ludzie wypisują, nikt nigdy nie wykazał, że krętki tworzą „cysty” w organizmie człowieka. Tak się dzieje w probówce, ale w próbówce to i domestos będzie skutecznym lekiem na raka. Trwają co prawda badania w tym kierunku i kto wie, może w przyszłości okaże się, że jest w tym ziarno prawdy, ale póki co jest to spekulacja i podawanie jej jako udowodniony fakt jest ordynarnym kłamstwem. Nikt tego nie udowodnił.
Można powiedzieć, że zaczyna się wyścig: czy organizm da radę nauczyć się odróżniać krętki. Bardzo dużo zależy od systemu odpornościowego oraz tego, jaki akurat szczep załapaliśmy.
Jeśli nie nastąpiła ani śmierć zakażonego organizmu, ani błyskawiczne samowyleczenie, to…
Przechodzimy do fazy 2, tutaj mamy znowu 3 scenariusze.
Po pierwsze, organizm może po pewnym czasie całkowicie zniszczyć infekcję. Tak, jest to możliwe, nawet całkiem prawdopodobne. Nawet można powiedzieć, że to najbardziej prawdopodobny scenariusz: jeśli obrona nie zniszczyła krętka, to oznacza, że organizm jest mocno osłabiony.
Po drugie, infekcja może nie zostać zniszczona, ale zostaje na poziomie tak niskim, że nie stanowi żadnego poważnego zagrożenia i po prostu nie „pobudza” naszego ciała do silnej obrony. Kilka krętków żyje sobie w organizmie, nie szkodząc i nie wadząc. Faktem jest, że w momencie osłabienia systemu odpornościowego mogą się one uaktywnić. Na forum ostatnio napisał człowiek, który przez około 15 lat miał boreliozę, krętki żyły w stawie łokciowym. Fakt, że miał duże problemy z tym stawem, ale nic poza tym. Borelioza przez 15 lat zdołała lekko uszkodzić jeden staw, nie spowodowała żadnych zmian w mózgu, w sercu i w innych stawach.
Trzeci scenariusz, najgroźniejszy: krętki powoli się rozmnażają, stopniowo osłabiając organizm i atakując kolejne narządy. Jest to typowa przewlekła borelioza, której diagnoza przysparza tylu kłopotów.
Statystyka wykazała następujące prawdopodobieństwo scenariuszy:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2907555/
- borelioza stawowa ulega samoistnemu wyleczeniu z szansą 10-20% rocznie
- 90% porażeń nerwu twarzowego ustępuje samoistnie
- większość przypadków infekcji serca ustępuje bez większych szkód dla pacjenta
- 50% nieleczonych pacjentów rozwinie boreliozę stawową
- 15% neuroboreliozę
- 5-10% boreliozowe zapalenie serca
Istnieje badanie, w którym sprawdzano stan zdrowia dzieci zainfekowanych boreliozą po wielu latach, bez żadnego leczenia. Dzieciaki miały objaw paraliżu twarzy, o którym nikt wtedy nie wiedział, że jest pochodzenia bakteryjnego, więc nie dostały antybiotyków. Znaleziono 28 takich przypadków rozłożonych na 16 lat działalności szpitala. Jak się okazało, jako dorośli ludzie normalnie żyli, nie mając żadnych większych problemów zdrowotnych, choroba minęła bez śladu samoistnie w każdym przypadku, bądź została wyleczona „przy okazji” podania antybiotyku z innego powodu.
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/9183774/
Jeszcze raz podkreślam, bo to dość istotne, w powyższym badaniu śledzono losy 28 osób, które miały boreliozę, ale nie dostały żadnego leczenia, bo wtedy nikt o boreliozie nie wiedział. Sprawdzono stan ich zdrowia w okresie od 10 do 26 lat po wypisaniu ze szpitala, średnio po 17 latach. Żadna z tych osób nie miała problemów zdrowotnych i objawów, wszystkie całkowicie wyzdrowiały.
Istnieje polskie badanie, które dało nieco inne wyniki:
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/9562794/
Problem w tym, że nie zastosowano w nim grupy kontrolnej, co każe podejrzewać, że autorzy badania chcieli uzyskać określony wynik i pod to ułożyli metodologię. Co z tego, że w badaniu 40% nieleczonych pacjentów miało po kilkunastu latach objawy rwy kulszowej, skoro wykrywa się ją u właśnie 40% „zdrowej” populacji? U 1/3 pacjentów była historia zapalenia stawów, ale dokładnie takie jest ryzyko zachorowania na to zapalenie u dorosłego człowieka. Być może część pacjentów faktycznie miała problemy zdrowotne wynikające z nieleczonej choroby, ale badanie było tak fatalnie przeprowadzone, że na jego podstawie nic nie można wywnioskować.